Rozmowa po premierze
PRIME TIME z tekstem Wiesławy Sujkowskiej w reżyserii Anny Sroki-Hryń, w roli Waldemara Milewicza Sławomir Grzymkowski. Premiera 13 października 2022 PROM KULTURY
Tomasz Ostrowski: Prime Time według tekstu Wiesławy Sujkowskiej to opisanie dramatu wojny oczami Waldemara Milewicza, dziennikarza wojennego, który zginął w Iraku w roku 2004. Premiera monodramu odbyła się zaledwie kilka miesięcy od rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę. Zapewne zbieżność dat nie jest przypadkowa?
Anna Sroka-Hryń: No właśnie, chyba jednak przypadkowa. Wiesia skończyła pisać ten tekst i postawiła ostatnią kropkę dwa tygodnie przed wybuchem wojny. Wojna jest kontekstem, który niestety boleśnie się stworzył i dodatkowo stanowi tło do tego spektaklu. Postać Waldemara Milewicza jest elektryzująca przede wszystkim przez to, czym on się zajmował, ale też jaką drogę przeszedł i niestety jak się zakończyło jego życie, jaką śmiercią. To było naszym punktem wyjścia do całej inscenizacji. Zdanie, które pada w spektaklu: ”Nie było mi dane przygotować się na odejście. W mojej, bądź co bądź, niebezpiecznej robocie, to przywilej wyjątkowy”. I coś takiego się u nas wydarzyło, bo oczywiście wojna w Ukrainie, obok nas, trwa i jest bolesnym, również naszym doświadczeniem. Pewnie mniej bolesnym, niż dla tych, którzy ją bezpośrednio przeżywają. Niemniej mamy gdzieś z tyłu głowy, że jesteśmy w tak zwanej strefie ścisku, jak to nazywają na zachodzie. Polska jest na tzw. szlaku „walca Rosji”, więc cały czas czujemy strach, który nam towarzyszy każdego dnia. Czy ten wielki rozkapryszony stary dzieciak nie przyciśnie tego przycisku? Nie wiemy. W związku z tym ten spektakl też jest podszyty tym, z czym my przychodzimy, w czym żyjemy. Na pewno wojna w Ukrainie tworzy kontekst tego spektaklu.
Waldemar Milewicz uczestniczył w wielu konfliktach zbrojnych, przy okazji obserwował polityczną stronę tych konfliktów. Przywódcy stron konfliktów starają się cenzurować dziennikarzy, tak żeby do społeczności docierały tylko wiadomości dla nich przychylne, albo nawet żeby nie docierały żadne wiadomości.
Równolegle z wojną wietnamską, 22 lata trwała wojna w Laosie. Dopiero w dwa lata po jej zakończeniu Amerykanie ujawnili, że przeprowadzili tam 580 tysięcy nalotów, w czasie których zrzucili 270 milionów sztuk bomb. Korespondenci byli izolowani od tego konfliktu. Inna sytuacja miała miejsce w Iraku. Przed wyruszeniem na front 900 dziennikarzy amerykańskich i brytyjskich podpisało 50. punktową umowę z Pentagonem określającą o czym mogą informować, a o czym nie. Na podstawie tej umowy mieli zapewnioną ochronę, transport na miejsca objęte wojną. Brytyjska dziennikarka, Maggie O’Kane, napisała później o wojnie w Iraku: „Zrobiliśmy brudną robotę z tą wojną, z prawdą i z krwią. My, przedstawiciele mediów, zostaliśmy zaprzęgnięci jak dwa tysiące plażowych osłów i prowadzono nas przez piasek, abyśmy zobaczyli to, co amerykańscy i angielscy wojskowi chcieli nam pokazać w tej pięknej i czystej wojnie”.
Waldemar Milewicz był wierny swoim ideałom, nie korzystał ze specjalnych przywilejów, był rzetelnym korespondentem. Dziś sytuacja zmienia się, coraz trudniej jest ukryć prawdę. Wszechobecne są nowe technologie i media społecznościowe. Dlatego choćby przez szacunek dla Waldemara Milewicza warto przyjrzeć się roli korespondenta wojennego dawniej i dziś.
Waldemar Milewicz tak naprawdę był pionierem, jeżeli chodzi o Polskę. Był pionierem tego zjawiska, jakim był korespondent wojenny. Teraz, tak jak pan powiedział, przepływ informacji jest na zupełnie innym poziomie, zarówno pod względem technologicznym, jak i mentalnym. To jest coś niebywałego. Sami obywatele tworzą osobne kanały, na których my możemy zobaczyć, co się tak naprawdę dzieje.
Tak naprawdę zmienia się rola obywatela, który staje się niejako takim korespondentem. Ale wracając do Waldemara Milewicz rzeczywiście był pionierem i pasjonatem. Owszem, to była niebezpieczna praca, nawet bardzo, bo skończyła się tragicznie. Wiedział o tym, że to jest możliwe; bywał przecież często po obu stronach konfliktu, w bardzo niebezpiecznych miejscach. Wyjątkowość tej postaci bardzo mnie zafascynowała. Pamiętam jego program „Dziwny jest ten świat”, jego reportaże. Ale też pamiętam jego oczy. Pamiętam, że te oczy miały w sobie dużo smutku. To były oczy, które dużo widziały. W naszym spektaklu nie możemy od tego uciec. Stawiamy pytanie: czy jesteśmy w stanie wymazać okrutne i traumatyczne obrazy? Waldemar Milewicz z nimi potem wracał do kraju, do Polski. Oczywiście nie była to Polska miodem i mlekiem płynąca, ale w kontekście krajów, w których bywał, ludzi z którymi się spotykał, przecież mieliśmy w gniazdkach prąd, mieliśmy szyby w oknach i mieliśmy parę produktów do wyboru na półkach sklepowych. I ten kontrast dosyć mocno na niego wpływał i budował w nim wewnętrzny konflikt.
Wiele zapamiętanych traumatycznych obrazów, które rejestrował w pamięci, o których dowiadujemy się ze sceny, ze względów etycznych trudno jest pokazywać publicznie. Przekazywane w dużych ilościach powodują zobojętnienie.
To bardzo bolesne, bo dotyczy nas wszystkich. Po prostu my się przyzwyczajamy do tego, co widzimy i jak to pada na scenie, chcemy więcej. Oglądamy brutalne filmy. Internet jest tym nasycony. Wydaje mi się, że pozornie to kontrolujemy. A tymczasem sporo brutalizmu przenika do naszego życia (gry komputerowe, filmy, etc). W związku z tym pojawia się pytanie, gdzie jest granica? Po prostu, kiedy powiemy wreszcie stop. Ja wyłączam telewizor. Nie pozwalam mojemu dziecku oglądać pewnych rzeczy. Ale zdaję siebie sprawę, że przed wieloma rzeczami i natłokiem informacji nie będę mogła go uchronić. Nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkiego. Tak po prostu przesiąkamy nimi.
Wiele bardzo drastycznych scen, ze wszystkich stron nas atakuje. W grach komputerowych, o których Pani mówi, bardzo łatwo strzela się do ludzi.
Dokładnie, ćwiczymy w sobie pewne zachowania i przekraczamy te granice. Powstaje pytanie: kiedy my jako ludzie zaczniemy celebrować bardziej piękno, a nie mord? To jest porażające. Już nie mówiąc o wojnie, która się odbywa w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Nie chciałabym politykować, ale jednak żyjemy tym, co się wydarza. Tuż obok nas wydarzyła masakra, odkrywają wciąż masowe groby. I to zapewnie nie jest koniec.
Niemal codziennie oglądamy zawalone po bombardowaniach domy i ludzi wyciąganych spod gruzów. Jednego dnia wyszły spod gruzów dobrym stanie cztery osoby, ale ile osób nie wyjdzie?
W momencie kiedy wybuchła wojna, miałam wrażenie, że coś we mnie przeskoczyło i widziałam to też w ludziach. To też wydarzyło się w nas na jednej z prób w teatrze. Fikcja zaczęła być realnością? To już nie był film. To się naprawdę wydarzyło. I te historie, które ożywiamy w Prime Time’ie, naprawdę się wydarzyły. To tylko odpryski, tego co widział Waldemar Milewicz. Wiele historii, obrazów, zdarzeń zabrał ze sobą.
On się również uodparniał na to, co widział. W odpowiedzi na pytania „Czy się boi?” więcej mówił o stresie, związanym z dyscypliną zawodu reportera wojennego: „Przeżywam nieustanny lęk, czy zdążę na czas zrealizować materiał, czy pokonam piętrzące się przede mną przeszkody? Tam, gdzie jest wojna, są ciemne plamy, które zarówno okupanci, jak i walczący chcą ukryć. Żyję więc w ciągłym napięciu: czy uda mi się przechytrzyć różnych urzędników, zdobyć stosowne pozwolenia, ominąć zakazy…?”.
Tak, on miał gdzie indziej ustawione swoje granice. Były one w nim bardzo poprzesuwane.
W świecie mediów obowiązywał termin deadline, czyli godzina, do której korespondencję można wysłać, bo później dla wydawców się przedawniała. Ktoś inny sprzedaje i dziennikarz zostaje z tyłu.
Tak, to też jest właśnie sprawa etyczna i moralna. My też tego dotykamy w naszym spektaklu. Czy to jest właśnie fair, pojechać, zebrać materiał, potem wrócić i z tego żyć, no bo jednak zarabia się na tym pieniądze.
Z drugiej strony patrząc na obecną sytuację w Ukrainie, mamy przeświadczenie, że dokumenty zebrane przez międzynarodowych korespondentów wojennych udających się na pierwsze linie frontu, pozwolą w przyszłości na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej zbrodniarzy wojennych przed międzynarodowe trybunały.
Dokładnie. Oni są teraz prokuratorami tej sytuacji, są bardzo potrzebni. Mój mąż jest operatorem. Widzę jak bardzo śledzi ten konflikt. Jeden z jego kolegów jeździ tam jako korespondent. Nie mogę słuchać tego o czym opowiadają, z różnych przyczyn. Mnie to bardzo dużo kosztuje. Są to bardzo często heroiczne decyzje.
Według danych organizacji Reporterzy bez Granic (RSF) w Iraku zginęło 66 dziennikarzy i 30 ich pomocników. Obok Waldemara Milewicza zginął jego montażysta a ranny został operator kamery. W Ukrainie tylko w ciągu zaledwie kilku miesięcy, od 24 lutego do 16 września zginęło już 39 dziennikarzy. Jest to wszystko niewyobrażalne, jak człowiek mało znaczy w obliczu barbarzyństwa wojny.
Tym spektaklem pytamy również o kondycję człowieka; kiedy my, jako ludzie, przerwiemy ciąg zła i powiemy STOP. Ale STOP w nas samych. Jaką postawę przyjmiemy wobec tego, co się wydarza, jak się ustawić do tej rzeczywistości.
Myślę, że tym spektaklem, co jest bardzo ważne dla mnie i Sławka Grzymkowskiego, że jako ludzie zajmujący się sztuką, teatrem, możemy mieć własny, osobisty głos w tej sprawie. Prime Time nam to umożliwia.
Warto wspomnieć o Sławku Grzymkowskim. Znamy się od bardzo dawna: przez wiele lat graliśmy w kultowej „Taksówce” w reż. Igora Gorzkowskiego. Teraz spotkaliśmy się w innej konfiguracji. To aktor wyjątkowy i piękny człowiek. Zdajemy siebie sprawę, że bez kluczowego zaufania i otwartość na siebie, odwagi stawiania sobie trudnych pytań, nie powstałby tak czuły spektakl. Trzeba mieć w sobie takie pokłady wrażliwości, by zejść do człowieczego piekła i potrafić stamtąd wrócić. Sławek je ma. Dziękuję mu za zaufanie.
Z Wiesławą Sujkowską autorką tekstu PRIME TIME spotykałyście się wcześniej, przy innych realizacjach?
Wiesława już napisała piosenki do spektaklu o Billie Holiday „Lady Day at Emerson Abr and Grill”, które możecie usłyszeć w wersji koncertowej w ramach cyklu moich koncertów KOBIETY, KOBIETY w Teatrze Muzycznym ROMA. Napisała też pieśni do spektaklu „PRAWIEK I INNE CZASY”, który reżyserowałam na Akademii Teatralnej jako dyplom. „PRIME TIME” to moja pierwsza praca z jej tekstem literackim, monodramem. Bardzo się cieszę, bo uważam, że powstało coś bardzo ważnego.
Skoro wspomnieliśmy o Pani związkach z warszawską Akademią Teatralną muszę wyrazić swoje uznanie dla Pani i rektora Wojciecha Malajkata za to, że w bardzo trudnym okresie dla teatrów i artystów, spektakle będące egzaminami czy dyplomami, przenosicie na deski teatrów publicznych. Jest to wyjątkowa sytuacja, że kolejne spektakle muzyczne w Pani reżyserii, z wielkim powodzeniem u publiczności, wchodzą do stałego repertuaru teatrów. „LUNAPARK. Piosenki Grzegorza Ciechowskiego” na scenie Teatru Narodowego można oglądać od roku 2019, natomiast spektakl „A PLANETY SZALEJĄ…(Młodzi w hołdzie Korze)” od sierpnia 2021 jest w repertuarze warszawskiego Teatru Współczesnego. W ramach zajęć dydaktycznych Akademii Teatralnej przygotowała Pani spektakl „SPRZEDAWCY MARZEN”. On również rozpocznie żywot teatralny.
Wkrótce, bo 5 listopada, będziemy mieli w Teatrze Muzycznym Roma na Scenie Nova premierę spektaklu „SPRZEDAWCY MARZEŃ” z piosenkami Artura Rojka i zespołu MYSLOVITZ. Kolejne spektakle zaplanowane są na 6, 12 i 13 listopada. Spektakle powstają w ramach zajęć dydaktycznych. Są egzaminami kończącym semestr. Niektóre mają potencjał sceniczny i przenoszone są, dzięki wsparciu i zainteresowaniu dyrektorów warszawskich teatrów, na profesjonalne sceny. Bardzo się cieszę, że moi studenci, młodzi ludzie są otwarci na moje pomysł i odważnie w nie wchodzą. Za to im bardzo dziękuję.
Szlifuje Pani diamenty. Rezultaty tej pracy widzimy w teatrach, do których oni później trafiają. Spektakle są doceniane również na festiwalach, w tym na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.
Bardzo się cieszę. To piękne, co Pan mówi. To znaczy, że to co robię ma sens. Bardzo dziękuję.
Na zakończenie naszej rozmowy zapowiem jeszcze, że już 29 i 30 października w Teatrze Muzycznym ROMA (na Scenie Nova) odbędą się koncerty promujące Pani płytę „NAJPIĘKNIEJSZA” z piosenkami Agnieszki Osieckiej. Życzę powodzenia, kolejnych sukcesów reżyserskich, aktorskich, wokalnych oraz znakomitych egzaminów ze studentami AT, które staną się przebojami scen teatralnych.
PRIME TIME
Reżyseria: Anna Sroka-Hryń
Produkcja: Piotr Duda
Muzyka: Robert Siwak
Reżyseria Światła: Paulina Góral
Realizacja Światła: Maciej Pachota
Scenografia i kostiumy: Julia Szeweluk
Zdjęcia: David Tejer
Grafika: Marek Twardowski
Promocja: Gabriela Figura
Koordynacja: Agnieszka Paszko
ANNA SROKA-HRYŃ
Absolwentka Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie (2000). Współzałożycielka Studia Teatralnego „Koło”.
Zagrała m.in. w spektaklach Igora Gorzkowskiego: „Rosyjski dramat”, „Strona zakwitających dziewcząt”, „Miłość do trzech pomarańczy”, „Absolutnie off show”, „Taksówka”, „Starucha” wg tekstów Daniła Charmsa (Teatr Ochoty). Koncertuje z własnymi recitalami, m.in. z recitalem piosenek Edith Piaf, Ewy Demarczyk, Billie Holiday z towarzyszeniem wybitego kompozytora i pianisty Włodzimierza Nahornego, wykonuje także recital piosenek międzywojennych „Vintage”. Występowała na wielu scenach stołecznych, m.in. Teatr Komedia („Kopciuszek”), Teatr Polonia („Kobieta z widokiem na taras”), Teatr Montownia („Peer Gynt”, „Lovv”), Teatr Studio („Jedną ręką”), Teatr Ochoty („Starucha”, „Fale”), Teatr Soho oraz na terenie całego kraju m.in. Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie („Piaf”, „Kształt rzeczy”, „George & Ira Gershwin”), Teatr Rozrywki w Chorzowie („Odjazd”, „West Side Story”, „Rent”, „Lady Day at Emerson’s Bar and Grill”, „Przygody fryzjera damskiego”).
Za kreację aktorską w spektaklu „Taksówka” otrzymała w 2006 roku nagrodę im. Jana Świderskiego Sekcji Teatrów Dramatycznych Związku Artystów Scen Polskich w XII Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Laureatka Nagrody Artystycznej „Złota Maska” Marszałka Województwa Śląskiego Janusza Moszyńskiego w kategorii rola wokalno-aktorska za rolę Maureen Johnson w spektaklu „Rent” Jonathana Larsona w reż. Ingmara Villqista (2006) oraz Teatralnej Nagrody Muzycznej im. Jana Kiepury w kategorii Najlepsza Śpiewaczka za rolę Edith Piaf w spektaklu „Edith i Marlen” reż. Marta Mészáros, Mazowiecki Teatr Muzyczny (2013). Laureatka VI edycji konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, finalistka PPA we Wrocławiu (2003). Inne nagrody: 2003 – I nagroda dziennikarzy Wybrzeża w VI edycji konkursu Pamiętajmy o Osieckiej, III nagroda w finale warszawskim; 2006 – nagroda im. Janiny Nowickiej-Prokuratorskiej i Stanisława Prokuratorskiego „za twórcze osiągnięcia i postawę umacniającą etos artysty” przyznana przez ówczesnego Rektora Akademii Teatralnej, profesora Lecha Śliwonika.
Ma w dorobku kilkadziesiąt ról dubbingowych, serialowych i filmowych. Współpracuje z Teatrem Polskiego Radia i Audioteką.
Teatr Roma: „Proces” (reż. Jakub Szydłowski), „Całujcie mnie wszyscy w odbiornik”, „Tuwim dla dorosłych” (reż. Jerzy Satanowski), „Alicja w krainie czarów”(reż. C.Domagała) na Novej Scenie TM ROMA, zaś w spektaklu „Mamma Mia” (reż. Wojciech Kępczyński) wcieliła się w rolę Donny Sheridan.
Obecnie można zobaczyć Annę Sroka-Hryń w spektaklach:
Teatr Polonia- „Cafe Luna” (reż. Anna Wieczur-Bluszcz),
Warszawska Opera Kameralna „Company” (reż.Michał Znaniecki)
Teatr Dramatyczny „Amadeusz” (reż.Anna Wieczur)
Teatr Roma „Tuwim dla dorosłych” i w cyklu koncertów „Kobiety Kobiety”.
Reżyseria:
Teatr Narodowy – Akademia Teatralna „Lunapark”
Teatr Współczesny „A planety szaleją”,
Och-Teatr „Huśtawka” ,
Teatr Collegium Nobilium „Prawiek i inne czasy” na podstawie powieści Olgi Tokarczuk ( adaptacja i reżyseria),
„Chcę mieć serce spokojne”- spektakl-recital Anny Grochowskiej, Teatr Collegium Nobilium
„Prime Time”monodram inspirowany postacią Waldemara Milewicza, tekst. Wiesława Sujkowska (premiera Prom Kultury)
W 2013 roku obroniła tytuł doktora sztuki na Akademii Teatralnej w Warszawie, na której obecnie jest wykładowcą.
fot. Tomasz Ostrowski